Historia busów
Skąd wzięły się dzisiejsze busy i blaszaki, którymi wozimy wszystko i wszystkich? Historia busów jest długa i sięga początków motoryzacji, kiedy tak naprawdę nie istniał podział na auta osobowe i dostawcze, czy ciężarowe. Pierwszym autem ciężarowym chwali się Mercedes wspominając zbudowanego w 1896 roku Daimlera. Przypominał on zwykły wóz pozbawiony zaprzęgu. Wyglądał trochę jak przyczepa z dziwną aparaturą doczepioną do tylnej osi. Wyposażony w litrowy silnik pojazd mógł zabrać półtorej tony ładunku, czyli np. 20 osób.
Znacznie bardziej znany Ford T nie był więc pierwszym samochodem świata (produkowano go w latach 1908-1927). Wbrew powszechnej opinii nie był również pierwszym produkowanym taśmowo. Jednak ze względu na swoje właściwości praktyczne oraz niską cenę był najpopularniejszym autem swoich czasów. W gruncie rzeczy był powszechnie wykorzystywany jako auto typowo użytkowe. Praktycznie nieograniczone możliwości jeśli chodzi o zabudowę, sprawiły, że często grał rolę furmanki bez konia.
Jak by to nie brzmiało, rozwój motoryzacji zawdzięcza wiele wojnie i wyścigowi zbrojeń. Wojskowi szybko dostrzegli potencjał drzemiący w pierwszych samochodach. Pola bitew zarówno pierwszej jak i drugiej wojny światowej stanowiły mordercze poligony doświadczalne automobilizmu. Auta służyły do przewozu uzbrojenia, zapasów, a także żołnierzy. Rozwiązania sprawdzone w trudnych warunkach bojowych przenikały później do produktów cywilnych. Poza tym wiele pojazdów z tzw. demobilu trafiało też w ręce prywatne pomagając w prowadzeniu biznesów, transporcie i przeprowadzkach. Pewnym przełomem było upowszechnienie się znanej do dziś konstrukcji auta dostawczego bez wielkiego nosa. Zamontowanie silnika pod kabiną lub skrzynią ładunkową pozwalało maksymalnie wykorzystać przestrzeń zajmowaną przez pojazd.
Ciekawym wątkiem w historii busów jest ich związek z hipisami. Ważną częścią kultury hipisowskiej było bowiem podróżowanie i wspólne bycie w trasie. Jak się okazało, najlepszym sposobem grupowego podróżowania w duchu wolnej miłości, było zapakowanie się do Volkswagena T2. Stosunkowo tani i prosty w obsłudze pozwalał zabrać na pokład najwięcej pasażerów i beztrosko ruszyć w stronę zachodzącego słońca. Do dziś magia hipisowskich podróży wpływa na wielu młodych ludzi i ich sposób podróżowania.
Polska ze względu na powojenne ograniczenia Żelaznej Kurtyny nie mogła w pełni korzystać z zachodnich rozwiązań również w dziedzinie motoryzacji. Z jednej strony pobudzało to kreatywność naszych konstruktorów, którzy musieli radzić sobie w nieporównywalnie trudniejszych warunkach, niż ich zachodni koledzy. Z drugiej skutkowało to marną jakością produkowanych pojazdów.
Pierwszym powojennym polskim samochodem dostawczym, czyli busem była Nysa. Oparta na podzespołach garbatej Warszawy musiała nam wystarczyć przez wiele lat. Nie wiedzieć czemu w tym samym czasie produkowano również zbliżonego technicznie, również opartego na Warszawie, Żuka. Później, w latach ’70 aż dwóch produkowanych równolegle wersji dostawczych, doczekała się poczciwa Syrena. Również w tym czasie wprowadzono do produkcji kolejny pojazd oparty o podzespoły Warszawy. Tym razem był to przeznaczony dla rolnictwa Tarpan, który miał być polskim pick-upem. Mimo rewolucyjnego rozwiązania, jakim była przesuwana ściana oddzielająca kabinę od skrzyni ładunkowej, nie był nigdy szczytem marzeń. Ostatnim wartym wspomnienia pomysłem jest Polonez truck, który razem z Żukiem i jego ewolucją – Lublinem powinny mieć pomniki ufundowane przez polskich przedsiębiorców. To one budowały pierwsze biznesy w latach ’90. Proste i łatwe w naprawie dostawcze wersje Polonezów jeszcze dziś widuje się służące drobnym przedsiębiorcom. Niestety, po otwarciu polskiego rynku, żadna z naszych konstrukcji nie była w stanie wytrzymać konkurencji ze strony zachodnich pojazdów dostawczych.

Ostatnie lata to ciągły rozwój w dziedzinach bezpieczeństwa i komfortu podróżowania. Trendem, który jak zwykle w motoryzacji, przyszedł do nas zza Oceanu, jest coraz lepsze wyposażenie aut użytkowych. Standardem stała się klimatyzacja. Coraz częściej na pokładzie znajdują się takie udogodnienia jak elektryczne sterowanie szybami i lusterkami, asystent zmiany pasa ruchu a także rozbudowane systemy audio i infotainment. Auta dostawcze stają się wygodniejsze i coraz bardziej przypominają zwykłe samochody osobowe, tak pod względem wygody jak i prowadzenia. Również prędkości przez nie osiągane nie odbiegają od wielu zwykłych osobówek.
Co będzie dalej? Dziś, jeśli potrzebujemy elastycznego transportu korzystamy z firm kurierskich, lub Szczecin wynajem busy. Szczególnie ta ostatnia opcja zyskuje ostatnio na popularności. Każdy posiadający zwykłe prawo jazdy może samodzielnie kierować typowym autem dostawczym. Przyszłość z filmów science-fiction zbliża się jednak wielkimi krokami. Większość producentów aut pracuje nad systemami wykluczającymi rolę kierowcy. W kolejnych krajach trwają testy takich rozwiązań. Poza Stanami możliwość wykorzystania samochodów autonomicznych sprawdza się m.in. w Skandynawii. Być może już niedługo chcąc przewieźć cokolwiek, będziemy wynajmować busy, które samodzielnie dojadą na miejsce?